Wyobraźmy sobie, że obok kościoła lub urzędu, w którym ma się odbyć ceremonia ślubna znajduje się jezioro lub rzeka... Pokusa rezygnacji z pojazdu samochodowego, choćby najbardziej oryginalnego, jest ogromna. Czy skorzystać z łodzi? A może jeszcze lepiej - przypłynąć żaglówką?
Pomysł świetny i bardzo na czasie:
- ekologicznie, bo energia wiatrowa,
- romantycznie, bo łopocze biały żagiel, a dziób pruje fale,
- nastrojowo, bo bez warkotu silnika i zapachu benzyny.
Zanim jednak zaczniemy dręczyć znajomych lub nieznajomych sterników pamiętajmy, że:
- wiatr ma to do siebie, że po prostu jest lub go nie ma. Trzeba być przygotowanym na pracę wiosłami, więc przyda się kilku mocnych w rękach gości weselnych i suchy prowiant w razie czego,
- żagiel, żeby łopotał jak należy, musi być obsługiwany przez fachowca - w przeciwnym razie narażamy się na uderzenie bomem w głowę i frustrację w kręcącej się wkoło łodzi,
- nastrój mogą zburzyć osoby, które nie potrafią pływać i panicznie boją się wody - warto wcześniej przeprowadzić mały wywiad na ten temat,
- koniecznie trzeba sprawdzić, czy w miejscu docelowym istnieje jakieś molo, do którego można przycumować lub czy woda jest wystarczająco głęboka, by przybić do brzegu - wariant z desantem wpław nie wchodzi raczej w rachubę. Chyba, że na zdjęciach ślubnych chcemy mieć miss mokrego gorsetu...
Jeśli przemyślimy wszystko dokładnie, żaglówka w charakterze pojazdu ślubnego sprawdzi się znakomicie!